Osobiście mnie to nie dziwi, ponieważ zegarek jest starannie wykonany, odznacza się ciekawym designem oraz ma 100-metrową klasę wodoszczelności, a to wszystko w bardzo rozsądnej kwocie. Dodatkowo do wyboru jest aż dwanaście różnych wariantów, także naprawdę jest w czym wybierać. Jeśli jesteście ciekawi, jak wspomniany model wypadł w moich oczach, to serdecznie zapraszam do lektury!
Do „hands-on” wybrałem moim zdaniem najciekawszą referencję 3401.132.20.56.25, odznaczającą się piaskowaną tarczą, nadającą specyficzny charakter całej kompozycji. Może nie porywała mnie ona w całości, ale zrobiła pozytywne wrażenie.
Chropowata struktura jest zdecydowanie ciekawsza od, chociażby popularnego szlifu słonecznego. Także dla osób, które są znudzone standardowymi projektami, ten jest w sam raz. Oczywiście do wyboru są cyferblaty o gładkiej strukturze, jeśli ktoś preferuje klasykę.
Do gustu przypadły mi nakładane indeksy godzinowe o dość ciekawym kształcie. Chyba śmiało mogę zaryzykować stwierdzeniem, iż przypominają one łezki, ale mogę się mylić. Szczególną uwagę trzeba zwrócić na ich wykończenie. Zostały one dokładnie wypolerowane i osadzone.
Nie zabrakło również aplikacji z masy fluorescencyjnej, umożliwiającej odczyt wskazań po zmroku. Godzina 12,6 i 9, zostały oznaczone tradycyjnymi cyframi arabskimi. Bardzo lubię takie połączenia, ale doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy za takim mariażem przepada. W tym konkretnym przypadku wydaje mi się, że wszystko zostało poprawnie rozplanowane, ale wiadomo, o gustach się nie rozmawia.
Co jeszcze znajduje się na pierwszym planie? Oczywiście wskazówki: godzinowa, minutowa i sekundowa. Dwie pierwsze są stosunkowo masywne/grube. To akurat ogromna zaleta. Uważam, że ich rozmiar idealnie dobrano do średnicy tarczy.
Z kolei centralny sekundnik jest smukły i posiada zakończenie w kształcie strzałki. Na samym końcu możemy dojrzeć czerwony kolor. Wszystkie wskazówki mają aplikację z masy luminescencyjnej. Zapomniałbym dodać, że świeci ona intensywnie na niebiesko.
Dzień miesiąca odczytamy z okienka datownika, umiejscowionego na godzinie trzeciej. Standardowo, układ wskazań zabezpiecza szafirowe szkło z wewnętrzną powłoką antyrefleksyjną. Całość wygląda bardzo spójnie i estetycznie, a to w sumie najważniejsze, bo nie ma nic gorszego niż „przekombinowany” cyferblat.
Kopertę wykonano ze stali szlachetnej L316. Jej średnica wynosi okrągłe 43 mm, a grubość 10,7 mm. Proporcje jak najbardziej zachowane. Obudowa łączy w sobie elementy polerowane, jak i szczotkowane.
Mocno wypolerowana luneta genialnie współgra ze zmatowionym profilem koperty. Uszy od góry również poddano procesowi szczotkowania, natomiast ich krawędzie są polerowane - kapitalnie to wygląda.
Duża karbowana koronka działa płynnie i jest wygodna w obsłudze. Na jej powierzchni widnieje pierwsza litera nazwy producenta. Uszy obudowy zostały wyprofilowane w taki sposób, aby czasomierz dobrze przylegał do nadgarstka.
Odwracając zegarek na drugą stronę, spotkamy się z transparentnym deklem, mocowanym do korpusu obudowy za pomocą czterech śrubek. Na jego stalowym elemencie znajdziemy podstawowe informacje, takie jak: wodoszczelność czy numer seryjny.
W środku „tyka” Eta 2824-2. Przy pełnym naciągu sprężyny napędowej, mechanizm pracuje nieprzerwanie przez 38 godzin. Gromadzenie energii w bębnie realizowane jest za pomocą automatycznego naciągu. Dekoracja jest więcej, aniżeli podstawowa. Wahnik ozdobiono pasami genewskimi i logiem producenta. Ponadto ładnie wykończono szlifem mostki. Niebieskie śrubki są miłym dodatkiem.
Epos Passion 3401 przybył do mnie na czarnym skórzanym pasku o rozsądnej grubości, dzięki temu powinien „pożyć” znacznie dłużej. Mój egzemplarz wyposażono w klasyczne zapięcie na sprzączkę. Do wyboru jest również bardziej komfortowe zapięcie motylkowe. Pasek z początku jest sztywny, ale to kwestia tygodnia, aby „gładko” się układał.
Podsumowanie
Prezentowany zegarek robi naprawdę świetne wrażenie. W zasadzie im dłużej się na niego patrzy, tym więcej szczegółów dostrzega, a jak wiadomo, to właśnie w nich diabeł tkwi. Jedyne obawy mam do rozmiaru koperty. Niby 43 mm nie jest z pozoru jakimś przesadnym „olbrzymem”, ale w przypadku tego Eposa to sporo. Wszystko za sprawą wąskiej lunety oraz znacznej średnicy tarczy.
Niemniej, jednak jeśli dysponujecie masywnym nadgarstkiem (18 cm +) to nie ma obaw o to, aby czasomierz źle się prezentował. Na plus jest także casualowy charakter, dający pełną swobodę oraz komfort w użytkowaniu.
Kwota, jaką trzeba uiścić w kasie za tytułowego bohatera, to 4600 zł. Myślę, że z czystym sumieniem mogę polecić ten zegarek osobom, którym zależy na jakości, uniwersalności i niewygórowanej cenie. A jak Wam podoba się prezentowany model? Piszcie w komentarzach.